Wojna z pandemią

Tematem obecnego sezonu grypowego jest oczywiście pandemia. My, Marta i ja, z racji wieku zaliczmy się do grupy zwiększonego ryzyka, ale też nie mamy potrzeby, żeby ryzykować. Więc siedzimy sobie trochę w domu, trochę w ogrodzie. Zieleni i kwiatów jest u nas dość dużo. Na zewnątrz mamy zawsze trochę prac wiosennych, wystarczająco dużo, żeby się nie nudzić. Raz na tydzień, jakiś wypad do sklepów na zakupy. I tak się żyje. Nie jest źle.

Stan Tennessee wydaje się być całkiem bezpiecznym miejscem. Nie ma tu żadnych zakazów poruszania się. Zamknięte są jednak szkoły, restauracje i sporo biznesów. Ponieważ, zarówno lekarze jak i ich pacjenci nie chcą ryzykować, to jedni i drudzy siedzą w domu. Dzięki temu ludzie w tym sezonie są bardziej zdrowi. Mamy nowy model służby zdrowia. Jak się komuś wydaje, że jest chory to dzwoni do lekarza i zostawia wiadomość. Następnie, jak dobrze pójdzie, dostaje się z apteki wiadomość, że czeka na ciebie lekarstwo. A jak nie ma wiadomości, to jesteś zdrowy i już.

Największą ofiarą epidemii, jest jednak życie towarzyskie, które zupełnie zamarło. Sporo osób stara się zachować dystans, co oznacza, że patrzą na ciebie jak na chodzącą zarazę. I dla tego jest trochę nudno i trochę nieswojo.

Natomiast jako zarazę traktujemy oficjalne wiadomości. Ani ich nie oglądamy, ani nie słuchamy, czyli też utrzymujemy do nich dystans (bliski nieskończoności). Jak chcemy wiedzieć co się dzieje to znajdujemy informację na Internecie. Jak wygląda „pandemia”, to już wiemy bez wiadomości, bardziej nas interesuje co będzie po niej.

A sytuacja była już bardzo trudna jeszcze przed pandemią. Wiadomo było, że giełda za chwilę padnie. Sporo też było pobrzękiwania bronią. Tylko nie bardzo było wiadomo od kogo zacząć, więc generalnie mówiło się o III Wojnie Światowej.

Wszystkich wyprzedził wirus, który zaatakował Chiny. Ale one się dość szybko wybroniły i wirusa przedmuchało na naszą stronę. My przyjęliśmy go ze spokojem, na tyłach „full stop” a do ataku poszły drukarnie pieniędzy. Można już sobie wyobrazić, jak będzie wyglądała sytuacja „po wojnie”. Na pewno będzie jakieś spore przegrupowanie, ale ciągle nie wiadomo, w którą pójdzie stronę. Optymistycznym akcentem jest to, że żadnej większej wojny już chyba nie będzie, tylko duże pyskówki, ale to już jest grane od jakiegoś czasu i mało kto bierze to poważnie.

Jak na razie temperatura rośnie na zewnątrz, bo idzie wiosna, wszystko się zieleni i kwitnie. My możemy sobie wyjść na zewnątrz, odetchnąć świeżym powietrzem, a wirusa można pozostawić wiośnie. Ona go pokona, jak każdą inną grypę.

I tym optymistycznym akcentem kończę,
Wojtek